Lot z Tokio do Sendai miał trwać godzinę. Sakura z jednej strony cieszyła się z krótkiego czasu podróży, lecz z drugiej była nią trochę zdenerwowana — jak i perspektywą poznania starszego brata Sasuke. Miała obawy, że zrobi lub powie coś nie tak — a bardzo zależało jej na tym, by dobrze wypaść. W końcu Itachi był najważniejszą osobą w życiu jej ukochanego.
Martwiła się również o zachowanie Sasuke. Z jakiegoś powodu przypuszczała, że po wylądowaniu ono się zmieni — każdy jego ruch i myśli będą uwarunkowane troską wobec brata, a nawet strachem przed utratą Itachiego. W takiej sytuacji mogła się tylko modlić, by starszy Uchiha wyzdrowiał mimo tak poważnej choroby. Obiecała też sobie, że cokolwiek by się nie działo, nie będzie wchodziła Sasuke w drogę. To nie był ich weekend — to były dni dla niego i jego brata, a w ich trakcie chciała tylko dbać o ukochanego i go wspierać. Być możliwie najlepszą wersją siebie.
Idąc przed Sasuke, zerknęła pośpiesznie na bilety i odczytała numery miejsc. Wzrokiem uważnie śledziła cyfry nad siedzeniami, by w końcu odnaleźć właściwe.
— To tutaj — poinformowała, wskazując dłonią na fotele. Spojrzała na kartkę jeszcze raz i westchnęła z rezygnacją. — Miejsce przy korytarzu i na środku są nasze. — Wywróciła oczami. — Które wybierasz?
— Obojętnie. — Wzruszył ramionami. — Ale lepiej usiądź w środku — polecił, napierając na nią swoim ciałem, gdyż w korytarzu powoli zaczął się robić tłok. Sakura napięła się i posłała mu wymowne spojrzenie. — Może zdarzy się tak, że nikt nie będzie siedział przy oknie, to będziesz miała możliwość podziwiania widoków — wyjaśnił.
Przytaknęła z nadzieją, że tak będzie i zajęła miejsce, zostawiając Sasuke swój bagaż podręczny. Rozglądała się na boki z zaciśniętymi ustami. Samolot był ciasny, kompletnie różnił się od tych w filmach. Nie zaskoczyło jej to tak bardzo, ale jednak była trochę rozczarowana. Skłamałaby, gdyby stwierdziła, że nie oczekiwała tego, co było pokazywane na dużym ekranie.
Tym, co ją lekko zszokowało, była odprawa. Nigdy nie spodziewałaby się, że aby dostać się na pokład samolotu, trzeba dojechać do niego autobusem. Myślała, że po zweryfikowaniu wszelkich dokumentów, pasażerowie odpowiednim korytarzem przechodzą od razu do środka.
Odetchnęła głęboko i spojrzała na Sasuke, który akurat siłował się z ich bagażami. Uniosła się z miejsca i zapytała:
— Pomóc ci?
Pokręcił przecząco głową.
— Nie trzeba — odparł. — Dam radę.
Opadła z powrotem na fotel i oparła o niego głowę. Na moment zerknęła przez małe okno po jej lewej stronie, a potem przeniosła swój wzrok na Sasuke. Ciągle o nim myślała i obawiała się tego, co będzie w Sendai. Uchiha poprzedniego wieczora był kłębkiem nerwów. Jak nigdy sprawdzał po kilka razy, czy wszystko zostało spakowane. I chociaż zaplanował lot tak, by Sakura nie straciła obecności na zajęciach, to i tak z wielogodzinnym wyprzedzeniem zamówił taksówkę, ciągle podkreślając, że ma być na czas.
Rano zerwał się z łóżka pierwszy, co najmniej trzydzieści minut przed jej budzikiem. Gdy Sakura szykowała się na uczelnie, Sasuke, zamiast odpocząć, ponownie sprawdzał wszelkie detale dotyczące podróży i ich bagaże.
Cały ranek był nieswój. Nerwy, stres i trapiące go obawy były widoczne jak na dłoni. Próbowała go jakoś ułagodzić. Raz nawet zaproponowała coś na uspokojenie, ale odmówił. Stwierdził, że da radę, a ona mu uwierzyła. Tak sobie wmawiała.
Kilka minut przed opuszczeniem mieszkania poleciła mu, by chwilę się zdrzemnął. Sińce pod oczami były jednym z wielu skutków nieprzespanej nocy — ciągle się wiercił, poprawiał poduszkę, a jak przysypiał to tylko na chwilę. Czasami budziła się razem z nim, przytulała do siebie i czekała aż zaśnie.